niedziela, 27 września 2015

Kula, wielkolud i optyk.

To nie tak, że Miętka była bezuczuciowa. Co to, to nie. Ona właśnie tych emocji miała zbyt wiele, by ktokolwiek potrafił je zrozumieć. A jednak - ten, o którym nigdy w życiu nie pomyślałaby, że coś mogłoby go połączyć z nią, Zosią, którą ciągnął za warkocz i obok której przechodził często obojętnie – zrozumiał. Wszystko stało się przypadkiem, jak to zwykle bywało w życiu szatynki. Ciągle byli sąsiadami, a po akcji ze złamaną nogą chyba coś sobie uświadomił. Kilka dni po całym incydencie zjawił się w miętkowym domu z bombonierką w ramach przeprosin. Początkowo Zofia zupełnie nie potrafiła ogarnąć całej tej sytuacji. Z gipsem na nodze przywitała go ze swojego łóżka i próbowała wysłuchać jego tłumaczeń. Jednak bardziej niż na jego słowach, skupiła się na tonie jego głosu oraz oczach, w których tonęła coraz bardziej.
- Zosia? - zmiana tonu głosu Kwasowskiego wybiła ją z dobitnych oględzin.
- Tak?
- Pytałem, czy mi w końcu wybaczysz. Naprawdę, cholera nie wiem, jak mogłem mieć aż takiego zeza, żeby w Ciebie trafić.
- Zapytaj swojego optyka, może zaczniesz nosić okulary – zachichotała.
Stał tak z bombonierką w rękach, stopami rysując malutkie kółka. Widać było jak wielka trema go ogarnia, toteż i Miętka czuła się nieco swobodniej. Widziała, że faktycznie chciał ją przeprosić i zaczynało jej się to podobać.
- Nie będę dłużej zajmował Twojego czasu, zostawię to tylko i już sobie pójdę – podszedł i pozostawił prezent na szafce nocnej. Następnie skierował się w stronę wyjścia.
- Zaczekaj! Zostań. - wyrwało się Zofii zanim zdążyła pomyśleć. Kwasowski odwrócił się nieco zdziwiony, by po chwili usiąść obok Zośki. - Zadzwoń po tego wielkoluda.
Oczy Kwasowskiego rozszerzyły się do wielkości pięciozłotówki. Wykonał jednak posłusznie "polecenie" nakazane mu przez Zośkę.

Takim oto sposobem, 29 lipca 2008 roku stał się dla Miętki dniem szczególnym. I to z różnych powodów.

Po prawie trzydziestu minutach do pokoju na poddaszu wszedł Włodarczyk razem z młodszą siostrą Kamila, z którą od września Zosia miała chodzić do jednej klasy. Wojtek trzymał w rękach dwie czarne kule ortopedyczne.
- Przyniosłem dla Kuli Zośkę. - powiedział z uśmiechem na ustach. Kamil razem z Michaliną tarzali się ze śmiechu, a Zosia, która właśnie stała się kulą miała ochotę wywalić Włodarczyka za drzwi. Po chwili jednak razem z pozostałymi śmiała się z zaistniałem sytuacji i ze swojego nowego, calkiem oryginalnego przezwiska.

Miętka leżała na swoim łóżku, w niewielkim pokoju na poddaszu. Obok niej leżała Michalina. Dziewczyna wpatrywała się w sufit. Zosia z boku przyglądała się całej tej sytuacji. Włodarczyk razem z Kamilem siedział na ciemnej podłodze pokoju dziewczyny żartując co chwile. Miętka, tak naprawdę nie miała pojęcia co tak właściwie robi. Dziwiła się sobie samej, dlaczego zatrzymała Kamila i poprosiła aby ściągnął do jej domu również dwumetrowego przyjaciela chłopaka. Jedyną osobą, z którą Zosia miała jako taki kontakt była właśnie leżąca obok niej Michaśka. Dziewczyna z uśmiechem przyglądała się wygłupiającym na podłodze mężczyzną.
Nie wiedziała, dlaczego obecność zarówno ich jak i samej Michaliny wywołuje na jej twarzy coraz to większy uśmiech. Cieszyła się. Naprawdę cieszyła się, że pierwszy raz potrafiła otworzyć się na całkowicie obcych jej ludzi.

Marcelina wróciła z pracy wcześniej niż zwykle. Rozmawiając przez telefon, spostrzegła że w jej domu jest o wiele głośniej niż zwykle. Niepewnym krokiem kierowała się ku szczytowi schodów, które prowadziły na poddasze jej rodzinnego domu. Podchodząc pod pokój swojej córki doznała szoku stulecia. Kogo jak kogo, ale pary Kwasowski&Włodarczyk w swoim domu się nie spodziewała, zwłaszcza po wydarzeniach minionych dni.
- Kryśka nie uwierzysz, kto siedzi właśnie na podłodze w moim mieszkaniu.. - powiedziała niemalże dławiąc się ze śmiechu. - Twój i Doroty syn.
- Mamo! - krzyknęła Zośka.
- No co. To jest sensacja roku! - stwierdziła radośnie Marcelina. - A wy - skierowała się do zdezorientowanych mężczyzn - A wy macie przechlapane.
Po chwili zeszła z powrotem na dół, pozostawiając wszystkich w niemałym osłupieniu.

***
dam.dam.dam.

Rozdział napisany przez Kin - z moimi małymi wstawkami.
DZIĘKUJE.

przepraszam, nawalam, ale w zasadzie.. to mnie dalej nie ma.

Stay tuned.

Win. 

czwartek, 3 września 2015

Jak to się stało, że Atena była idiotką, trykot nie jest męski, a piłka do kosza najlepiej odbija się od ludzi.

Najbardziej w całym tygodniu Zosia lubiła sobotnie wieczory. Przesiadywała wtedy z mamą na brązowej skórzanej kanapie w salonie bielskiego domu, lub gdy pora roku na to pozwalała, opatulona kocem siedziała na werandzie i czytała kolejną książką. Zofia zakochana była na zabój w Ani Shirley i tak jak ona, pragnęła kiedyś mieć taką przyjaciółkę od serca jaką dla Ani była Diana. Największym szaleństwem Miętki była Ania z Zielonego Wzgórza. Gdy przeczytała serię z jednego wydawnictwa, od razu szukała po wszystkich bielskich bibliotekach innych wydań serii przygód rudowłosej sieroty, tak jakby od tego zależało całe życie Miętki.

Miętka miała różne fobie, których nikt poza Marceliną nie potrafił zrozumieć. I tak o to, gdy na chodniku stał znak, lub słup połączony z drugim - nigdy pod nimi nie przechodziła, gdy zobaczyła czarnego kota, spluwała śliną na trzy strony i robiła trzynaście kroków w tył. Gdy zgasło światło w mieszkaniu, kiedy wychodziła do szkoły - wiedziała, że to właśnie wtedy zapyta ją nauczycielka i na pewno nie otrzyma bardzo dobrej oceny. Ale i to nie było największą fobią Miętki. Należała ona bowiem do grona tych ludzi, którzy cierpieli na tak zwaną arachnofobię. Zofia uwielbiała czytać książki, a mitologia Greków i Rzymian plasowała się zaraz po Ani i Harrym Potterze w gronie jej ulubionych książek z dzieciństwa. Stąd też znała historię greckiej księżniczki Arachne, która rozzłościła Atenę. Zosia zawsze powtarzała, że Atena była idiotką, przez którą ona musi cierpieć katusze, za każdym razem gdy zobaczy chociażby małego przedstawiciela tego gatunku.  

Zosi udało się jakoś przeżyć szkołę podstawową i gimnazjum. Nie miała zbyt wielu znajomych - po prostu nienawidziła ludzi. Nie byli jej oni potrzebni do szczęścia. Jeszcze w podstawówce była zniesmaczona, kiedy koleżanki biegały za kolegami. Zosia wiedziała, że to nie dziewczynki mają biegać za chłopcami i nigdy nie potrafiła zrozumieć natury swoich koleżanek. Mało tego, Zosia nie lubiła bawić się lalkami - i też takowych zabawek u małej dziewczynki nikt nie potrafił się doszukać.

Jak już wspominałam - Miętka należała do tej grupy ludzi, która starannie dobierała sobie przyjaciół. Miała wielu znajomych, w końcu każdy znał Zofię, nie tylko ze względu na jej unikatowe nazwisko, ale też za śmiech którym wszystkich w okół zarażała. Największą i w zasadzie jedyną przyjaciółką Zofii, była jej mama i to nigdy, tak naprawdę się nie zmieniło.

***
Kamil Kwasowski od dziecka wiedział, że chce zostać sportowcem. Kiedy miał 7 lat ojciec zaprowadził go na trening piłki nożnej do miejscowego ośrodka sportowego. Kopanie piłki i oczekiwanie, aż ktoś mu ją łaskawie poda, zniechęciło małego chłopca do tego sportu. Kiedy miał 8 lat, matka zaprowadziła go razem z młodszą siostrą na salę gimnastyczną, gdzie trening odbywali najlepsi na całym Podbeskidziu gimnastycy. Kwasowski wiedział jednak, że jako prawdziwy mężczyzna nigdy, przenigdy nie pojawi się publicznie w trykocie - i jak szybko pojawił się w murach bielskiego liceum, tak szybko z niego wyszedł, aby powrócić na tą samą salę kilka lat później.
Na 3 miesiące przed 9 urodzinami, chłopca na pierwszy trening piłki siatkowej zaprowadził ojciec.
I tak o to, Kamil pokochał siatkówkę. Była ona dla niego odskocznią od problemów codziennego życia, które wraz z wiekiem nasilały się niszcząc wszystko w okół niczym sztorm.

Dodatkowo, dzięki treningom poznał przyjaciela. Takiego na śmierć i życie, o którym bez wątpienia mógł powiedzieć, że jest dla niego jak brat. Przyjaciel, który wiedział o nim wszystko i zawsze przy nim był. Tworzyli swojego rodzaju symbiozę. Byli niczym żółty i czerwony M&M'sy, jak żwirek i muchomorek, jak prawa i lewa skarpetka. W końcu jak Kwasowski i Włodarczyk - bo ich, w jednym z bielskich liceum - znali wszyscy.

Kwasowski najbardziej cenił w swoim przyjacielu to, że zawsze mógł liczyć na jego szczerość. Nawet wtedy, kiedy Kwasowski usilnie próbował przeprosić Miętkę za swój niedorzeczny wybryk.
To Włodarczyk, kazał mu się zachowywać jak prawdziwy mężczyzna - i nie zwracać uwagi na jakąś tam babę. I jak to najzwyczajniej w świecie bywa - Kwasowski nie zwracał uwagi na Miętkę. Zośka starała się unikać chłopaka, przez 4 lata podstawówki, i kilka dni w roku, kiedy niechcący napotkali na siebie przechodząc obok swoich domów. Pomimo, że byli sąsiadami - Zofii udawało się przez kilka lat nie spotkać Kamila i też dlatego, że ona była taka uparta, on tym bardziej nie potrafił nie zwracać na nią uwagi za każdym razem gdy ją widział. Z jednego, prostego powodu - Miętka przyciągała do siebie wszystkich. I uzależniała na dobre.

***
Wojciech Włodarczyk miał 6 lat, kiedy jego tata razem z mamą zaprowadzili go na pierwszy trening siatkówki. Po piętnastu minutach zabawy, Włodarczyk już wiedział, że jest to coś co sprawia mu wielką frajdę. I tak było zawsze. Przez całe swoje dzieciństwo, szkołę podstawową, gimnazjum i liceum - chodził na treningi nie opodal swojego rodzinnego domu. Miał zawsze przy sobie najlepszego kumpla, z którym oprócz treningów siatkówki miał o wiele więcej wspólnego.

Włodarczyk spotkał Miętkę pierwszy raz w życiu - kiedy miał 11 lat i wydała się mu ona dość dziecinna i inna niż wszystkie dziewczyny, które zdążył już w swoim dotychczasowym życiu poznać. Nie potrafił zrozumieć, jak można tyle czasu denerwować się na kogoś, za pociągnięcie za włosy. Przecież, wszystkie dziewczyny w jej wieku, chciały "chodzić" z nim lub z Kamilem - dlatego nie potrafił zrozumieć dlaczego Zofia nie chce wybaczyć Kwasowskiemu, niewinnego wybryku.

Kiedy Kamil z Wojtkiem mieli po 17 lat, w wolnych chwilach i w przerwach między treningami siatkówki, kiedy oczywiście pogoda na to pozwoliła - wybierali się na bielskie błonie, by móc tam pograć w kosza lub po prostu spotkać się ze znajomymi.

Końcem lipca, pod czas wakacji poprzedzających klasę maturalną, w późnych godzinach popołudniowych najlepsi przyjaciele rzucali na zmianę pomarańczową piłką do gry w koszykówkę. Pod czas gry jeden na jednego, Kwasowski zmylił przyjaciela i już po chwili celował piłką w stronę małego białego kwadratu znajdującego się tuż nad okręgiem, który służył im za kosz. Pech chciał, że zamiast w biały kwadrat, Kamil trafił w przejeżdżającą na rolkach młodą dziewczynę. Siła ataku z jaką celował bielszczanin była na tyle silna, że dziewczynę dosłownie - zmiotło z nóg i nieszczęśliwie upadając na twardą strukturę boiska, złamała nogę. Krzyk dziewczyny, z pewnością usłyszeli wszyscy możliwi ludzie w promieniu najbliższych stu kilometrów.

Ową dziewczyną był nikt inny jak Zosia. Kwasowski od razu podleciał do dziewczyny. Włodarczyk dopiero po chwili zrozumiał, co tak naprawdę się wydarzyło i kim jest dziewczyna, która nie szczędziła zabawnych - aczkolwiek całkiem niecenzuralnych epitetów swojemu przyjacielowi. Miętka nie zwróciła uwagi na Włodarczyka, to on zwrócił uwagę na nią. Wtedy właśnie zrozumiał, dlaczego Kamil tak bardzo zawieszał się, za każdym razem, gdy mijała ich przypadkowo, mieszając tym samym w głowie przyszłemu przyjmującemu BBTS-u.

***
zły dzień,tydzień.
musi być lepiej.

nie odpowiadam, za to powyżej.

Win.