środa, 28 października 2015

Baran, piwo i piwnica.

Zosia i Marcelina były do siebie bardzo podobne. Nie tylko ze względu na wygląd rzecz jasna, ale pod względem charakteru były czasami niemalże identyczne. Jednakże mało kto o tym wiedział, bo Miętkę – tą prawdziwą Miętkę – młodszą kopię Marceliny miało okazję poznać nie wiele ludzi.
Obie dzieliły tą samą pasję jaką było dla nich harcerstwo, każda z nich wybuchała niepohamowanym atakiem śmiechu w najmniej oczekiwanym momencie, aczkolwiek jeżeli mam być szczery – Zośka miała ten śmiech o wiele lepszy. Potrafiła nim każdego zarazić i kiedy ona się śmiała – śmiali się wszyscy.

Największą wadą Zośki zdecydowanie była nieśmiałość. Zosia bała się ludzi – zwłaszcza tych, którzy byli w centrum uwagi innych osób, tak jak Kamil i Wojtek. Bała się, że w ich oczach wyjdzie na kogoś gorszego, kogoś nie godnego uwagi. Przyjaciele z boiska mieli jednak inne zdanie w tej sprawie. Po nieszczęśliwym wypadku w którym noga Miętki ucierpiała, po kompromitującej wymianie zdań między Marceliną, a przyszłymi siatkarzami – Kwasowski z Włodarczykiem byli częstymi gośćmi w pokoju na poddaszu. Przychodzili rano i siedzieli do samego wieczora.
Często razem z nimi uziemioną w czterech ścianach Kulę, odwiedzała również Michalina.
Miętka przyzwyczajała się do obecności nowych znajomych. Cieszyła się na ich widok za każdym razem tak samo.

Z dnia na dzień Kula przyzwyczajała się do tego, że od Kwasowskiego i Włodarczyka tak łatwo się nie uwolni. Bynajmniej, sama łapała się na tym, że nie chciałaby pozbywać się ich towarzystwa.
Każdy z osobna przyzwyczaił drugiego człowieka do siebie.

20 sierpnia 2008.

Zosia siedziała przy starym drewnianym stole i uzupełniała karty biwaku. Pierwszy raz miała pojechać na biwak jako nie uczestnik, a tak zwana kadra. Michalina siedziała na przeciw dziewczyny rozpisując plan biwaku, tak aby nic nie umknęło im pod czas ostatniego letniego wyjazdu. Pani Krystyna krzątała się po kuchni, przygotowując obiad dla wszystkich. W domu Kwasowskich Miętka czuła się niemalże jak u siebie. Chwile ciszy przerwało głośne szczęknięcie zamka w drzwiach. Po chwili w dużej, jasnej kuchni pojawił się Włodarczyk z torbą na ramieniu.
- Dzień dobry! - krzyknął nad uchem mamy swojego przyjaciela. Pani Kwasowska nie pozostała mu dłużna i po kilkunastu sekundach wymierzyła w ramię chłopaka z beżowej ścierki kuchennej. - To bolało!
- Miało boleć.
Zośka przyglądała się całej scenie z uśmiechem na twarzy. W głębi serca zaniepokoiło ją, że Włodarczyk sam pojawił się w mieszkaniu przyjaciela. Dziewczyna zastanawiała się, gdzie – z resztą jak zwykle – podziewa się Kwasowski. Głębokie przemyślenia Kuli odnośnie aktualnego miejsca pobytu jednego z wielkoludów, przerwało głośne jazgotanie. Sylwia Baranowska, długonoga blondynka trzymała Kamila za rękę. Na widok dziewczyny swojego kumpla, Miętka głośno westchnęła. To nie tak, że Zośka nie lubiła Sylwii. Po prostu, najzwyczajniej w świecie drażniła ją głupota dziewczyny. Sylwia z kolei nie przepadała za Miętką z jednej tylko przyczyny – nie wiedzieć czemu, była o nią chorobliwie zazdrosna.
- Co ona tu robi? - wypaliła jak grom z jasnego nieba, ta która nazwisko odziedziczyła po zwierzęciu z wełną na dupie.
- O ile mi wiadomo to siedzi. - odpowiedziała niepytana Krystyna.
- Kamil wywal ją.
- Nie trzeba, sama się wywalę.
Nikt nie zdążył zareagować, a Kula już była przy drzwiach wejściowych. Odkąd ściągnęli jej białą pokrywę zwaną gipsem, przemierzała trasy niczym struś pędziwiatr uciekający przed kojotem. Dziewczyna zamknęła za sobą ciężkie dębowe drzwi do domu sąsiadów i przechodząc przez wielki wspólny ogród, podreptała w kierunku swojego domu.

To nie tak, że Zośka obrażała się o byle co. Po prostu tamtego dnia była poddenerwowana od samego rana. Pomimo swoich 16 urodzin, pomimo święta, które jakby na to nie patrzeć jest ważne dla każdego człowieka – Zośka po raz kolejny uświadomiła sobie, że oprócz matki nie ma już nikogo na tym świecie. Rozważając tak nad sensem istnienia nie zauważyła, kiedy znalazła się w środku swojego pokoju. Jedna rzecz nie dawała jej spokoju. Na wielkim łóżku dziewczyny, leżało ogromne brązowe pudło – którego pokrywa znajdowała się tuż obok. Miętka nie wiedziała do końca co jest grane. Niepewnym krokiem podeszła do pudełka, które z czasem zaczęła wydobywać z siebie przeróżne dźwięki. Na miękkim zielonym ręczniku w pudełku, leżała mała biała kuleczka. Pies rasy labrador – taki, o jakim zawsze Zosia marzyła i taki sam jakiego przyniósł jej kiedyś tata. W oczach dziewczyny pojawiły się łzy, które zaszkliły jej tęczówki. Niepewnie wzięła małe stworzenie na ręce, gdy zza jej pleców usłyszała znajomy głos.
- Mówiłem wam, że jej się nie spodoba.
- Jesteście stuknięci wiecie? - powiedziała drżącym głosem, po czym wszyscy wybuchnęli nie pohamowanym śmiechem. Kilka sekund później z dużym czekoladowym tortem pojawiły się Michalina z Krystyną i Dorotą. Tata Kamila rozpoczął tak znaną każdemu pieśń odpowiednią do tej okoliczności, a pozostali wtórowali mu w śpiewaniu. Wielki uśmiech nie schodził z twarzy Miętki.

Późnym wieczorem leżeli w czwórkę na łóżku Zośki, która opierała się właśnie głową o klatkę piersiową Kwasowskiego. Żartowali, śmiali się, pili ukradkiem piwo tak aby nikt nie przyłapał ich na tym. Cieszyli się swoją obecnością tak, jakby znali się od zawsze.
- To jak go nazwiemy? - spytał w końcu Kwasowski
- Jak to jak? Kumpel. - odpowiedział Włodarczyk.
- To pies Zośki! - skarciła ich Michalina.
- Kumpel, to najlepsze imię jakie możemy mu dać. - powiedziała z uśmiechem na ustach, pewna swojej decyzji Zosia. - A co się stało z Sylwią? - spytała, lekko podnosząc wzrok na Kwasowskiego.
- Zamknęłam ją w piwnicy. - po słowach wypowiedzianych przez młodszą Kwasowską wszyscy wybuchnęli nie pohamowanym śmiechem. Zapewne śmialiby się tak przez następne kilka minut, gdy nie poważna mina dziewczyna. - Ja wcale nie żartowałam. 

***

Dzień dobry! Wróciłam, prawie. Dziękuję Monice za walkę z moim leniem - ta nie dobra kobieta zmusiła mnie do napisania. Przepraszam za nie obecność tutaj i na waszych blogach - obiecuję jutro się poprawię, a tym czasem idę oglądać singielkę i spać. 
Dziękuję za wszystko, 
Wasza
W. 

ps. urodzinowo bo WW ma urodziny. 
ps2. podkreślony tekst o baranie ten na czarno zaakcentowany - autorstwa Moniki, która robiła dzisiaj za słownik polsko-polski.