Zosia i Marcelina były do siebie
bardzo podobne. Nie tylko ze względu na wygląd rzecz jasna, ale pod
względem charakteru były czasami niemalże identyczne. Jednakże
mało kto o tym wiedział, bo Miętkę – tą prawdziwą Miętkę –
młodszą kopię Marceliny miało okazję poznać nie wiele ludzi.
Obie dzieliły tą samą pasję jaką
było dla nich harcerstwo, każda z nich wybuchała niepohamowanym
atakiem śmiechu w najmniej oczekiwanym momencie, aczkolwiek jeżeli
mam być szczery – Zośka miała ten śmiech o wiele lepszy.
Potrafiła nim każdego zarazić i kiedy ona się śmiała – śmiali
się wszyscy.
Największą wadą Zośki zdecydowanie
była nieśmiałość. Zosia bała się ludzi – zwłaszcza tych,
którzy byli w centrum uwagi innych osób, tak jak Kamil i Wojtek.
Bała się, że w ich oczach wyjdzie na kogoś gorszego, kogoś nie
godnego uwagi. Przyjaciele z boiska mieli jednak inne zdanie w tej
sprawie. Po nieszczęśliwym wypadku w którym noga Miętki
ucierpiała, po kompromitującej wymianie zdań między Marceliną, a
przyszłymi siatkarzami – Kwasowski z Włodarczykiem byli częstymi
gośćmi w pokoju na poddaszu. Przychodzili rano i siedzieli do
samego wieczora.
Często razem z nimi uziemioną w
czterech ścianach Kulę, odwiedzała również Michalina.
Miętka przyzwyczajała się do
obecności nowych znajomych. Cieszyła się na ich widok za każdym
razem tak samo.
Z dnia na dzień Kula przyzwyczajała
się do tego, że od Kwasowskiego i Włodarczyka tak łatwo się nie
uwolni. Bynajmniej, sama łapała się na tym, że nie chciałaby
pozbywać się ich towarzystwa.
Każdy z osobna przyzwyczaił drugiego
człowieka do siebie.
20 sierpnia 2008.
Zosia siedziała przy starym
drewnianym stole i uzupełniała karty biwaku. Pierwszy raz miała
pojechać na biwak jako nie uczestnik, a tak zwana kadra. Michalina
siedziała na przeciw dziewczyny rozpisując plan biwaku, tak aby nic
nie umknęło im pod czas ostatniego letniego wyjazdu. Pani Krystyna
krzątała się po kuchni, przygotowując obiad dla wszystkich. W
domu Kwasowskich Miętka czuła się niemalże jak u siebie. Chwile
ciszy przerwało głośne szczęknięcie zamka w drzwiach. Po chwili
w dużej, jasnej kuchni pojawił się Włodarczyk z torbą na
ramieniu.
- Dzień dobry! - krzyknął nad
uchem mamy swojego przyjaciela. Pani Kwasowska nie pozostała mu
dłużna i po kilkunastu sekundach wymierzyła w ramię chłopaka z
beżowej ścierki kuchennej. - To bolało!
- Miało boleć.
Zośka przyglądała się całej
scenie z uśmiechem na twarzy. W głębi serca zaniepokoiło ją, że
Włodarczyk sam pojawił się w mieszkaniu przyjaciela. Dziewczyna
zastanawiała się, gdzie – z resztą jak zwykle – podziewa się
Kwasowski. Głębokie przemyślenia Kuli odnośnie aktualnego miejsca
pobytu jednego z wielkoludów, przerwało głośne jazgotanie. Sylwia
Baranowska, długonoga blondynka trzymała Kamila za rękę. Na widok
dziewczyny swojego kumpla, Miętka głośno westchnęła. To nie tak,
że Zośka nie lubiła Sylwii. Po prostu, najzwyczajniej w świecie
drażniła ją głupota dziewczyny. Sylwia z kolei nie przepadała za
Miętką z jednej tylko przyczyny – nie wiedzieć czemu, była o nią chorobliwie zazdrosna.
- Co ona tu robi? - wypaliła jak
grom z jasnego nieba, ta która nazwisko odziedziczyła po
zwierzęciu z wełną na dupie.
- O ile mi wiadomo to siedzi. -
odpowiedziała niepytana Krystyna.
- Kamil wywal ją.
- Nie trzeba, sama się wywalę.
Nikt nie zdążył zareagować, a
Kula już była przy drzwiach wejściowych. Odkąd ściągnęli jej
białą pokrywę zwaną gipsem, przemierzała trasy niczym struś
pędziwiatr uciekający przed kojotem. Dziewczyna zamknęła za sobą
ciężkie dębowe drzwi do domu sąsiadów i przechodząc przez
wielki wspólny ogród, podreptała w kierunku swojego domu.
To nie tak, że Zośka obrażała
się o byle co. Po prostu tamtego dnia była poddenerwowana od samego
rana. Pomimo swoich 16 urodzin, pomimo święta, które jakby na to
nie patrzeć jest ważne dla każdego człowieka – Zośka po raz
kolejny uświadomiła sobie, że oprócz matki nie ma już nikogo na
tym świecie. Rozważając tak nad sensem istnienia nie zauważyła,
kiedy znalazła się w środku swojego pokoju. Jedna rzecz nie dawała
jej spokoju. Na wielkim łóżku dziewczyny, leżało ogromne brązowe
pudło – którego pokrywa znajdowała się tuż obok. Miętka nie
wiedziała do końca co jest grane. Niepewnym krokiem podeszła do
pudełka, które z czasem zaczęła wydobywać z siebie przeróżne
dźwięki. Na miękkim zielonym ręczniku w pudełku, leżała mała
biała kuleczka. Pies rasy labrador – taki, o jakim zawsze Zosia
marzyła i taki sam jakiego przyniósł jej kiedyś tata. W oczach
dziewczyny pojawiły się łzy, które zaszkliły jej tęczówki.
Niepewnie wzięła małe stworzenie na ręce, gdy zza jej pleców
usłyszała znajomy głos.
- Mówiłem wam, że jej się nie
spodoba.
- Jesteście stuknięci wiecie? -
powiedziała drżącym głosem, po czym wszyscy wybuchnęli nie pohamowanym śmiechem. Kilka sekund później z dużym czekoladowym
tortem pojawiły się Michalina z Krystyną i Dorotą. Tata Kamila
rozpoczął tak znaną każdemu pieśń odpowiednią do tej
okoliczności, a pozostali wtórowali mu w śpiewaniu. Wielki
uśmiech nie schodził z twarzy Miętki.
Późnym wieczorem leżeli w czwórkę
na łóżku Zośki, która opierała się właśnie głową o klatkę
piersiową Kwasowskiego. Żartowali, śmiali się, pili ukradkiem
piwo tak aby nikt nie przyłapał ich na tym. Cieszyli się swoją
obecnością tak, jakby znali się od zawsze.
- To jak go nazwiemy? - spytał w
końcu Kwasowski
- Jak to jak? Kumpel. -
odpowiedział Włodarczyk.
- To pies Zośki! - skarciła ich
Michalina.
- Kumpel, to najlepsze imię
jakie możemy mu dać. - powiedziała z uśmiechem na ustach, pewna
swojej decyzji Zosia. - A co się stało z Sylwią? - spytała,
lekko podnosząc wzrok na Kwasowskiego.
- Zamknęłam ją w piwnicy. - po
słowach wypowiedzianych przez młodszą Kwasowską wszyscy wybuchnęli nie pohamowanym śmiechem. Zapewne śmialiby się tak
przez następne kilka minut, gdy nie poważna mina dziewczyna. - Ja
wcale nie żartowałam.
***
Dzień dobry! Wróciłam, prawie. Dziękuję Monice za walkę z moim leniem - ta nie dobra kobieta zmusiła mnie do napisania. Przepraszam za nie obecność tutaj i na waszych blogach - obiecuję jutro się poprawię, a tym czasem idę oglądać singielkę i spać.
Dziękuję za wszystko,
Wasza
W.
ps. urodzinowo bo WW ma urodziny.
ps2. podkreślony tekst o baranie ten na czarno zaakcentowany - autorstwa Moniki, która robiła dzisiaj za słownik polsko-polski.